Strona główna / Czytelnia / Warto zobaczyć / Budniki - zapomniana historia

Budniki - zapomniana historia

Budniki

Budniki to nieistniejąca już miejscowość gdzie słońce nie zaglądało 113 dni w roku. Jest to dziś polana i punkt widokowy na północnych stokach Kowarskiego Grzbietu, położony na wysokości około 900 m n.p.m., w miejscu gdzie Tabaczana Ścieżka, po której wiedzie zielony szlak turystyczny z przełęczy Okraj do Wilczej Poręby, przecina dróżkę żółtego szlaku, prowadzącego ze Skalnego Stołu do Kowar.

Choć dziś rosną tu tylko trawy i drzewa, jeszcze 50 lat temu stały domy pełne życia.

Powstanie tej górskiej osady wiąże się z wojną trzydziestoletnią (1618-1648). Uciekający przed nią, ratujący życie i dobytek, ludność Kotliny Jeleniogórskiej kryła się często wysoko w karkonoskich lasach. Ponieważ działania zbrojnie trwały cała lata, uciekinierzy zakładali w górach tymczasowe osady, z których część przekształciła się z czasem w stałe siedziby. Tak właśnie miały powstać Budniki, których pierwotna ludność pochodziła najprawdopodobniej z Kowar i ich okolic.

Początkowo osadę na stokach Kowarskiego Grzbietu zwano Forstbauden, a więc Leśne Budy. Z czasem zmieniono jej nazwę na Forstlangwasser, czyli Leśny Długi Strumień – w dosłownym tłumaczeniu, przy czym Langwasser była to niemiecka nazwa przepływającego prze osadę strumienia, który obecnie zwie się Malina. Po 1945 r. Miejscu nadana miano Zacisza Leśnego, w skrócie Zacisza, lub rzadziej Domów Leśników. Dopiero po ustaleniach komisji nazewniczej od 13 maja 1949 r. Są to Budniki, choć miejscowi długo jeszcze używali nazwy Zacisze.

Ludność tej osady utrzymywała się przez wieki z hodowli bydła i wyrobów serów. Części była drwalami. Nieobce im było na pewno kłusownictwo i przemyt. Ten ostatni rozwinął się tutaj dopiero w drugiej połowie XVIII w., po tym jak Prusy zagarnęły Śląsk od Austrii, wyznaczając wzdłuż grzbietów sudeckich nową granicę państwową. Przemyt na wielką skalę rozwinął się jednak dopiero na początku XIX stulecia. Świadczy o tym przebiegającej prze Budniki „Tabaczanej Ścieżki”. Właśnie tabaka i tytoń były szmuglowane przez Karkonosze z Austrii do Prus.

Budniki położone były w dobrach hrabiów Schaffgtschów z Cieplic i administracyjnie wraz z Borowicami, Karpaczem Górnym i Wilcza Porębą, należały do gminy górskiej z siedzibą w Brückenberg, czyli dzisiejszym Karpaczu Górnym. Osady te nosiły wspólna nazwę Gebirgsbauden – Górskie budy. Stad zapewne utworzone w 1949 r. Budniki.

Budniki nigdy nie były duże. W 1901 r. Mieszkały tu 42 osoby, około 1910 r. 64, a w 1941 r. Tylko 34. Z liczba budynków było nieco inaczej: w 1747 r. Źródła odnotowały 11 chałup, w 1786-12, w 1847 r. Zaś osada osiągnęła swój maksymalny poziom 13 budynków. Istniejąca tu wówczas szkoła ewangelicka wynajmowała jedną izbę lekcyjną w którymś z prywatnych domów. Jednak później, na przełomie XIX i XX w., powstał odrębny budynek szkolny. Był on zresztą osobliwością w Karkonoszach, gdyż służył bardzo nielicznej grupie tutejszych dzieci, np. w 1895 r. Uczęszczało tu zaledwie czworo uczniów: trzy dziewczynki i jeden chłopiec, którzy zdobywali wiedzę pod okiem nauczyciela Liebiga. Przed szkołą był niewielki, lecz doskonale utrzymany, ogródek alpejski, również służący celom edukacyjnym. Latem, podczas wakacji, budynek szkolny był noclegownia dla turystów. Rozwój turystyki stał się bowiem dodatkowym źródłem zarobkowania dla mieszkańców Budnik.

Turyści, którzy coraz częściej przechodzili prze Budniki w drodze z Kowar na Śnieżkę, sprawili, iż w miejscowości powstały dwie niewielkie gospody. Pierwsza zwaną „Zur Forstbaude”, otworzył w 1889 r. Niejaki Hein. Jednorazowo mogło tu zanocować nawet 16 osób. Druga, bez nazwy, powstała nieco później, a jej właścicielem był Kretschner. W obu serwowano nie tylko miejscowe wyroby mięsne i mleczne, ale także piwo i przekąski sprowadzane z Kowar lub Karpacza. Budniki miały tez swoją osobliwością przyrodniczą. Ponieważ położone były tuż przy stromych stokach ocieniających je od wschodu i południa, do większości zabudowań w zimie promienie słoneczne praktycznie nie docierały. Przez 113 dni w roku wszystkie budynki w Budnikach pogrążone były w nieustannym cieniu okolicznych gór. Nic więc dziwnego, iż tutejsza ludność, zwłaszcza dzieci, uroczyście obchodziła pożegnanie (26 listopada) i powitanie (15 lutego) słońca.

Mieszkanie w Budnikach, zwłaszcza w porze zimowej, nie należało do łatwych. Barwnie przedstawił to w 1821 r. W swym wydanym po polsku przewodniku K. F. Mosch. „Mieszkańcy chat pojedynczych znajdujących się po wyższych wyniosłościach gór, są przeto w zimie prawie przez klika miesięcy od reszty świata zupełnie oddzieleni, tak iż nic wcale niewiedzą co się z reszta ludzi przez ten czas dzieje; zwłaszcza jeżeli odmiana jaka powietrzna nie rozpędzi mglistych chmur, które się tu prawie całą zimę gromadzą. Gdy się trafi, że śmierć w tym czasie zrobi z kogo ofiarę, tedy ciało zagrzebują w śniegu, dopóki się droga w górach nie otworzy, po czym go przenoszą i w cieplejszej ziemi grzebią. Jednakże pomimo tak trudnej przeprawy, spuszczają się niektórzy mieszkańcy w niższe okolice, albo też z chaty do chaty wędrują; i w ten czas często się zdarza, iż nie drzwiami, ale się z domu wychodzi kominem prosto na dach, a stamtąd po wierzchniej skorupie śniegu, zjeżdża się na łyżwach do domu przyjaciela, którego się podobnież kominem odwiedza”.

Po wojnie dzieje osady nie były zbyt długie. Najpierw szukały tu schronienia bandy maruderów wojennych, jak również niemiecki Wehrwolf. Lokując tu jedną ze swych baz. Następnie przyszli w góry szabrownicy, rabując co się dało. W końcu przybyli tu również osadnicy. Początkowo, na co wskazuje jedna z ówczesnych nazw osady, zamieszkali tu głównie drwale. W księdze meldunkowej gminy Karpacz wpisano 25 sierpnia 1947 r. Przybycie tu 5 osób, w tym czterech kobiet. W 1948 r. Księga podatkowa odnotowuje w Zaciszu 22 stałych mieszkańców zajmujących 12 domostw. Osiem z tych obiektów należało do studenckiej organizacji „Bratnia Pomoc”. Już w 1946 r. Większość zabudowań zajął bowiem Ośrodek Wypoczynkowy Bratniej Pomocy Studentów Uniwersytetu i Politechniki Wrocławskiej. Czynny był praktycznie prze cały rok, przyjmując studentów na turnusach letnich i zimowych. Poszczególnym domom należącym do „Bratniej Pomocy” studenci nadawali własne nazwy, m.in.: „Rykowisko”, „Lelum Polelum”, „Babiniec”. Kierowano tu głównie studentów, którzy przeżywszy obóz koncentracyjny bądź obóz pracy lub doświadczywszy głodu w czasie wojny, mieli w górskich lasach poprawić kondycję zdrowotną. Według zachowanych świadectw, ta rekonwalescencja przynosiła dość dobre rezultaty. W sumie była to „prawdziwa rzeczpospolita studencka w najdzikszym miejscu Karkonoszy”.

Warunki bytowe były spartańskie. Przybywający na rekonwalescencję przywoził ze sobą własny koc i prześcieradło. Na miejscu otrzymywał jedynie siano, na którym należało przygotować sobie posłanie. Łazienek też oczywiście nie było i wszelkie zabiegi higieniczne, łącznie z kąpielą, trzeba było czynni w niezwykle zimnych wodach tutejszego strumienia. W domach nie było żadnego oświetlenia. Tak więc trzeba było kłaść się spać wraz z nastaniem mroku, za to pobudka zawsze była o świcie.

Nic więc dziwnego, iż studenci ułożyli nawet piosenkę o swym ulubionym „Zacisze”„Zacisze, Zacisze największe dziwo w kraju-kto tu dzień wytrzyma, pójdzie wprost do raju”. Kierownikiem ośrodka był Eligiusz Bonyk. Rano zrywał on wszystkich z łóżek i prosił na śniadanie. A kuchnie, znajdującą się w budynku dawnej gospody, zaopatrywano znakomicie dzięki paczkom z UNRRA. Jedzenie było więc bardzo pożywne i podobno dobrze przyrządzone. Po śniadaniu kierownik Bonyk „wypędzał” z reguły studentów na „oślą łączkę”, gdzie uczyli się jazdy na nartach.

Latem wędrowali po górach, co prowadziło do częstych konfliktów z żołnierzami WOP. Panowały wówczas bardzo rygorystyczne przepisy dotyczące pobytu w strefie nadgranicznej, a szczególnie w górach. Za to na Śnieżce, na którą często wyprawiano się z Budnik, bez większych problemów można było wstąpić do czeskiego schroniska, i nie tylko napić się piwa, ale i zrobić drobne zakupy. W roku 1950 rozpoczęto w Budnikach poszukiwanie rud uranu. Zapewne z tego powodu zamknięto ośrodek studencki, a wkrótce cała miejscowość „wymarła” i zniknęła z mapy. Dziś trudno w tym miejscu odnaleźć nawet fundamenty budynków. (Sudety 10/2002 autorstwa Ivo Łaborewicza)

Więcej na: www.budniki.pl

(TurystycznaPolska.pl)